... (27.04.1997 Kielce)

Na początku było to,
dziecinne spojrzenie,
niczym nie zmącone,
widzenie boskości,
- codzienności.
A potem już tytko szklane tafle,
na których powypisywali wielkie myśli,
mędrcy tego nieboskiego świata.
A potem tylko szyby samochodów,
mijanych gdzieś po drodze,
w ciszy,
samochodów,
w których siedzieli najmądrzejsi.
Cieszące się przepychem,
zakłamani aż do bólu,
z uśmiechami poprzyklejanymi do twarzy,
pulchnych niczym aniołowie,
ci z obrazów w wielkich świątyniach.
Tych co to jeszcze niedawno,
były elementem początku,
dziecinnego spojrzenia - niezmącenia.
Wtedy jeszcze nie było „potem”,
choć po drogach jeździły samochody,
a szklane tafle przerażały nagością,
Wtedy nie było tych mądrych i tych głupich,
choć na szybach pisali palcami,
dzieciaki z sąsiedniej ulicy.
Tej której nie było jeszcze...
tej której nie ma do dziś,
codziennej,
mijanej tak samo,
w ciszy.
Od zawsze dalekiej od boskości.