...(19.10.1994 Bielsko Biała)

Nieznany nam Bóg,
o twarzach czterech,
w spojrzeniu swym zamarł,
teraz.
Nieznany nam twór,
w ostatnim westchnieniu,
w oddechu ostatnim,
umarł.
Teraz,
już tylko sen,
już tylko noc przeraźliwa,
już tylko teraz i nigdy już...
Trochę mniej i więcej trochę.
W boskich nieznanych ścieżynkach.

... (19.10.1994 Bielsko-Biała)

I potem już tylko zwykłe udawanie,
pozory stwarzane ot tak poprostu.
A potem już tylko zwykłe kłamanie,
fałszowanie ludzkich uczuć.
A potem już tylko słów kilka,
w tematach zamknietych dla mas.
I wyznań trochę i ciał węzeł jeden,
w jakim splatamy się niedaleko świtu.
A potem już tylko zwykłe udawanie,
że przecież nic sie nie stało,
że to co przed chwilą to takie normalne,
najzwyklej nasze, w nas najzwyklejsze.

... (27.08.2000 nie wiadomo)

JUŻ CZAS PODNIEŚĆ SIĘ Z ZIEMI,
JUŻ CZAS BRUKOWANE RWAĆ ULICE,
STŁUMIONY KRZYK WYRZUCIĆ Z PŁUC,
JUŻ CZAS.
JUŻ CZAS NIEBOSIĘŻNE WZNOSIĆ BARYKADY,
JUŻ CZAS GMACHY BURZYĆ KRYSZTAŁOWE,
I STOSY PALIĆ NA PRZEDMIEŚCIACH.
JUŻ CZAS.
KU ZATRACIE POPROWADZIĆ TYCH CO DZIELĄ.
NAZWAĆ TYCH CO POTĘPIAJĄ.
JUŻ CZAS.
I TYLKO NIENAWIŚCI NIE ZWALCZAJ NIENAWIŚCIĄ,
TERRORU – TERROREM,
ABSURDU – ABSURDEM.
BO NIE ODKUPI KREW NA FASADACH DOMÓW,
KRWI BRACI, SIÓSTR, MATEK, - NIE ODKUPI.
STRACHU PRZED METALICZNYM DŹWIEKIEM
NIE ZMAŻE.
GŁUCHEGO CZASKU KOSCI ŁAMANYCH
KOLBAMI KARABINÓW.
NIE ROZGRZESZY.
MIMO TO - NIENAWIŚCI NIE ZWALCZAJ NIENAWIŚCIĄ,
TERRORU – TERROREM,
ABSURDU – ABSURDEM.
JUŻ CZAS.
GDY DO KOŃCA ROZLEJE SIĘ CZERŃ,
GDY ZAŚNIE NIESWIADOME SWEJ ZGUBY,
MIASTO.
SPOŚRÓD ZATĘCHNIAŁYCH KAMIENIC,
NA ŚWIATŁO DZIENNE,
NA ŚMIERĆ BOGOM I PAPIEŻOM,
NA ŚMIERĆ POLITYKOM I ŻANDARMOM.
WZNIEŚĆ SIĘ,
PONAD MURAMI WIĘZIEŃ, KOSZAR
I CMENTARZY.
JUŻ CZAS.

... (31.08.1999 Bielsko-Biała)

CIĄŻY MI TA POLSKOŚĆ,
DEFILADY KRZYŻY BEZCZESZCZONYCH
DŁOŃMI – BRUDNYMI JESZCZE WĘGIELNYM PYŁEM,
TYM, CO Z KRWIĄ NA WPÓŁ SIĘ MIESZA,
Z ZAPACHEM ROBOTNICZYCH DZIELNIC I BURDELI.
TUTAJ WSZYSTKO JEST HOLOCKAUSTEM.
TUTAJ NAWET ŻYCIE JEST ZBRODNIĄ.
I CI LUDZIE - SĄ JAK PREPARATY,
W SZKOLNEJ PRACOWNI BIOLOGII,
Z TYMI SWOIMI KRZYWDAMI,
ZATOPIONYMI W FORMALINIE.
CIĄŻY MI TA POLSKOŚĆ,
MIEJSCA OŻYWIANE ROCZNICAMI,
PEŁNYCH POMNIKÓW I PUSTYCH SŁÓW,
TYCH CO W USTACH ROSNOM. DŁAWIĄ.
KALECZĄC ROZUM I TARGAJĄC WNĘTRZNOŚCIAMI,
SPALONYMI TANIM ALKOHOLEM.
UPADLA MNIE I ODCZŁOWIECZA.
BÓG, HONOR, OJCZYZNA, HISTORIA, NARÓD
NARÓD – KRAJ. KRAJ – NARÓD.
NARÓD – SYMBOL. NARÓD – OFIARA.
I TYLKO DLA CZŁOWIEKA JUŻ MIEJSCA TAK MAŁO.
POMIĘDZY POLSKOŚCIĄ I PATRIOTYZMEM,
POMIĘDZY SZLACHECKO-CHŁOPSKA DUMĄ.
POMIĘDZY SZPALERAMI MILICJANTÓW,
POMIĘDZY POCISKAMI WYPLUWANYMI,
W TYCH CO PODCZAS DEFILAD,
KRZYŻE BEZCZESZCZĄ WĘGIELNYM PYŁEM.
A JA CHCIAŁBYM TYLKO UCIEC,
SPOD UWAŻNEGO SPOJRZENIA ŻANDARMÓW,
BY PROSTA DROGĄ – KU OCZYSZCZENIU
DOBIEC.
I NIE DRŻEĆ GDY USŁYSZĘ ZA PLECAMI.
„PATRZ TO PRZECIEŻ POLAK.”
JESTEM NIM – LECZ CIĄŻY MI TA POLSKOŚĆ...

... (29.07.1999 Bielsko-Biała)

Gdzieś na skraju dwóch światów
Spotkać nam się przyjdzie, łamiąc
Gładkie tafle luster kryształowych.
Poustawianych nie wiadomo przez kogo.
A to przecież takie głupie,
A to przecież niemądrze tak.
I nieprzyzwoicie trochę.
Ot Chimery figle nam płatają.
Nęcą.

A przecież gdzieś na skraju dwóch światów
Niczym w rzece skąpiemy się,
Obmywając utrudzone twarze
W cierpkich łzach Boga.
Tam spotkać się nam przyjdzie.
Choć to takie banalne przecież.
Trochę jak życie.
Ot, dola człowiecza w ziarnku piasku
Zamknięta - dla niego perłą, światem.
Choć zdeptany - niczym niedopałek.
Niechcący. Dogasa
Tli się jeszcze, lecz już wkrótce.....

I gdy na skraju dwóch światów
Spotkać się nam przyjdzie, łamiąc
Tratując w tańcu ołtarze
Starych bóstw
Powiem Ci niemądrze, nieprzyzwoicie,
Jak tęskniłem nieskromnie, chimerycznie.
A Ty, swoją w wielkie grochy
Poprawisz sukienkę. Zawstydzisz się.
I już z głową w chmurach,
Po nie rzeczywistym przepłyniesz moście
Na moją stronę
Życia.

... (16.07.1999 Bielsko-Biała)

A może świat zatracił się już całkiem.
W pogoni za tym, co niedoścignione.
W wyścigu do nauk naiwnych.
Wzorów, wyjaśnień, tez i antytez.
A może „człowiek” wcale nie brzmi dumnie.
Może ktoś tę dumę wtłoczył w jego głowę.
W bezlitości - Zapominając o cierpieniu.
O bólu, co w rozpacz się przeradza.
I choć już nawet myśl pochwycić chcemy.
I Boga w szczerozłotej usidlić klatce.
Choć odpowiedź na wszystko mamy
Tak niewiele znaczącą, tak nieistotną.
Jeszcze przecież krok wstecz możemy zrobić.
Jeszcze nie wszystkie mosty nadpalone.
Zanim w tańcu, w obłędu korowodzie
Zgubimy swe twarze, prawdziwe oblicza.
Bo nie znaczę nic, ni świat, ni zatrata.
A pogoń, a pęd? Ot wirowanie!
Co w kierat nas wciąga z taką prostotą.
By z mozołem utrzymać dusze na postronkach.
Niczym i sam człowiek - istota nierozumna
Której nawet granicę rozumu pojąć tak trudno.
Choć zniewolić tak prosto, ubezosobowić.
Jedynie strach znajdując na usprawiedliwienie.
A przecież cofnąć się - to jak w przepaść skoczyć.
A na dnie jej już tylko zrozumienie.
Tam wiatr tańczy rozwiewając zwątpienie.
Więc może krok jeden zaledwie wystarczy
By myśl umarła ta niepokojąca.
Że może świat zatracił się już całkiem.

... (07.11.1999 Bielsko-Biała)

Zawsze bratu-brat

Długo nie pisałem do Ciebie,
ktoś na mieście mówił mi,
że nietęgo z Tobą.
Pieniądze rozeszły się,
trochę jak przyjaźnie, szybko i bezpowrotnie.
Nawet nie wiem gdzie Cię szukać.
Spacerowałem wczoraj do późnej nocy,
odwiedzałem te wszystkie miejsca,
które jeszcze niedawno coś znaczyły
dla nas.
Na próżno.
Długo nie pisałem do Ciebie,
wiesz ta cała gmatwanina ludzkich losów.
Może dlatego - sam już nie wiem .
A teraz tak trudno myśli zebrać,
tak trudno wrócić.
Pogodzić się ze światem.
Tak trudno .
Więc wybacz, że długo nie pisałem .
Pamiętam, bo jakże zapomnieć.
Choć.. Może tak byłoby lepiej.
Może wtedy mógłbym beznamiętnie,
przemierzać tafle dworców.
Nie oglądając się za siebie,
Nie szukając w tłumie twarzy,
znajomej.
Na próżno!
I wyrazy i zdania całe na próżno!
I niedopowiedzenia i cisza na próżno!
My- sami z tamtego czasu.
Jeżeli nie odpowiesz, będę wiedział,
że tam gdzie jesteś
- nie pisze się listów.
I kartek świątecznych się nie wysyła.
Jeżeli zaś będziesz mógł - napisz.
Odpowiedz na pytań całą masę,
wątpliwości.
Zapytaj Miłosiernego Boga.
Dlaczego potrzebował Cię bardziej...
Niż ja
... Tak wiele dałbym byś żył,
nawet swoje życie ofiarowałbym...
Bogu.
co w swych wyborach,

... (06.05.1999 Bielsko-Biała)

Zrozum prawdę,
i proszę nie pytaj,
nie pukaj do obcych drzwi,
z pozdrowieniami.
Bądź!
I nie licz łez,
nie składaj myśli,
w szufladach zapomnienia,
zakurzonych.
Bądź!
Treścią i odpowiedzią,
pytaniem i słowem,
co na wiatr rzucone,
niczym liść - ulatuje.
Bądź!
Gestem ręki spragnionej dotyku,
braterskim dłoni uściskiem,
ciepłym pocałunkiem,
ust. - Bądź!!
I wyrwij zdanie,
wyrwij myśl spłoszoną.
nie bój się -
Bądź!
A kiedy już po za czasem,
zawiniemy swoje niedopowiedzenia,
porzucając sterty mądrych książek,
i małych dramatów wyświechtanych
do bólu.
Nie poznamy się,
nie odnajdziemy,
nie odpowiemy.
Bądźmy tylko świadomością
nocy spóźnionej.

... (10.10.1994 Bielsko-Biała)

Mam dosyć wielkich słów,
porzucanych na wiatr, pod wiatr, z wiatrem,
za dwadzieścia dziesiąta rano.
Jak bardzo wielkich słów mam dość,
tych w treści nie zawsze realnych,
tych ciepłych tylko ot tak na pozór.
Wielkich twarzy zasypiających na moim telewizorze,
ekranowych postaci, nieprzebytych dróg,
westchnień tak dawno wyblakłej ciszy.
Mam dość poranków zroszonych odejściami,
nudzenia się w samotności płaskiej
i snów erotycznych mam dość.
Zniechęcony od zeszłej środy.

... (10.10.1994 Bielsko-Biało)

Kiedy tak bardzo nie opieram się,
przed pytaniem żadnym nieumyślnie,
jestem,
jaki jestem,
lecz jestem.
Dla świtu, co poszarzał,
a może i dla nocy trochę,
jestem jaki jestem,
i trochę taki, że nie ma mnie,
wtedy kiedy powinienem właśnie być.
Kiedy tak bardzo nie opieram się,
przed odpowiedzią rzucona w przestrzenie.
Błękitu.

... (09.10.1994 Bielsko-Biała)

W deszczowe popołudnie niespokojne,
przymykam oczy zmęczone patrzeniem,
zasypiam.
W dzień pochmurny, niepokojący,
myśli staram się złożyć w całość,
bez ciebie.
Oskarżając się,
w samym środku i na zewnątrz trochę,
ja i moje paranoje.

... (09.10.1994 Bielsko-Biała)

Podzielili,
trochę formę i trochę treść,
przeorali nas prawami do doskonałości,
dążeniem.
Podzielili,
bardziej mnie, mniej ciebie,
o piętnastnej minut trzydzieści pięć,
w plagiatowym westchnieniu ciszy.
Podzielili,
braci i przyjaciół,
wrogów i przyjaciół,
maski i twarze,
odznaki i ordery.
Za chwałę,
za dwadzieścia pięć czwarta.
Przyjacielu podzielili nas.

... (09.10.1994 Bielsko-Biała)

W deszczowe popołudnie niespokojne,
przymykam oczy zmęczone patrzeniem,
zasypiam.
W dzień pochmurny, niepokojący,
myśli staram się złożyć w całość,
bez ciebie.
Oskarżając się,
w samym środku i na zewnątrz trochę,
ja i moje paranoje.

... (09.10.1994 Bielsko-Biała)

A na przystankach już tylko ludzie,
w nadziei na nadejście jesieni,
rozprawiają o treści doskonałej.
A na przystankach marzną lubieżnicy,
z rękoma w kieszeniach pokonywują siebie,
odległości nieprzebyte dotąd,niepokorne.
A na twarzach przystankowych ludzi,
składają się życzenia same,
tak bardzo oczywiste-realne-ciepłe.
A w moim mieście na przystankach,
umiera i rodzi się nowe życie,
sobotnio-niedzielne rojenie.

... (06.10.1994 Bielsko-Biała)

Jednak kocham te spacery w samotności,
po jeszcze pustym lesie,
po łące zroszonej wczorajszym płakaniem.
Jednak to właśnie westchnień pragnę,
tych w środku nocy pochmurnej,
tych nad ranem upojnym.
Jednak to właśnie ciebie brakuje,
tu i teraz, kiedy wiem, że czarno-biał0,
zrobiło się w mojej przestrzeni udawanej.

... (05.10.1994 Bielsko-Biała)

Pomysłów kilka zaledwie,
w arkę składam przymierza,
a potem już tylko na ulicę,
wychodzę, wypływam.
Słów kilka zaledwie,
w jedną całość sklecam,
a potem już tylko w zwątpieniu,
usypiam swoje niemówienie.
Ipotem już tylko twarze,
wizerunki moich własnych snów,
zamykam wyruszając,
na wojenną wyprawę Pijanego Boga.

... (05.10.1994 Bielsko-Biała)

Na samym końcu z pustą twarzą,
zamykam się w wezwaniu ciszy,
w plastykowym westchnieniu.
Kiedy meczę się udawaniem,
oddychaniem i pokonywaniem,
swoich własnych pomysłów.
A potem już tylko śpiew prawych,
co przed niesprawiedliwymi,
uciekają w pieśń najprawdziwszą.
Kiedy z oczyma zamkniętymi,
modlą się w kościołach dawno opuszczonych,
przez nawet tych najświętszych.
Ja przed ulicą stroniący,
ja nieprzyzwoicie męczący,
ja nieprzestawający.
Bóg.

... (02.10.1994 Bielsko-Biała)

A później już tylko rozmowy głębią straszące,
na ławce pomiędzy blokami.
Prośby i błagania o jedną tylko chwilę...
przepychu udawanego z pokory bardziej,
aniżeli z chęci znajdowania się.
A później już tylko telefony głuche,
straszenie się słowami, wielkimi słowami,
na ławce, pośby, błagania na ławce.
i grzanie co sobotę w doborowym towarzystwie.
młodych gniewnych.

... (30.09.1994 Bielsko-Biała)

A potem już tylko śpieszne samochody,
już tylko trzask drzwi zamykanych nad ranem,
kiedy spotykając na schodach twojego chłopaka,
chowam się w butelce na mleko.
A potem już tylko trzask drzwi zamykanych,
i wyobrażenie tej atmosfery, ciepłowej.
Kiedy całujesz go ot tak po prostu,
choć nigdy tak jak mnie.
W butelce na mleko, doskonałej formie,
zamykam swoje wyuzdane perwersje,
całując twoje kanciaste pośladki,
tuż przed nadejściem kolejnego kochanka.
Na wycieraczce,
w samochodzie, na klatce schodowej,
cześć ci oddaję.
Pijana prostytutko z baru na rogu,
dziwko za marne pieniądze,
Matko Chrystusowa.

... (30.09.1994 Bielsko-Biała)

Przyjacielu bez twarzy prawdziwej,
niespełniony śnie o naszych możliwościach,
kolego z lat dziecinnych.
Bądź właśnie teraz,
kiedy na polu mróz,
a w domu od lat jeszcze zimniej.
Przyjacielu jednej rozmowy,
niepoprawny moralizatorze przestrzeni,
współtowarzyszu igraszek niewinnych.
Trwaj i trwać pozwól,
kiedy pusto dookoła,
kiedy tak strasznie nieprawidłowo,
rozwijamy swoje sylwetki.
Przyjacielu o spojrzeniu pokrętnym,
fałszerzu słowa i gestu,
pomóż!

... (30.09.1994 Bielsko-Biała)

Z impetem w przestrzeń, z impetem w wiatr,
undergrundowe westchnienie ciszy.
Z pamięciowym wspomnieniu obrazów dokładnych,
przemykam przez świat.
Ja.
Z sypianiem w rosie, trochę w nieładzie,
zatapiam chaos w porankach, samotnych.
Wyrywam włosy niepokornym drzewcom,
w swym erotycznym bezładzie.
Ja.
I trochę ulicą z rozwianym pomysłem
jeszcze wczoraj byłem, chyba byłem.
Zawarty w życzeniach całkiem noworocznych,
uciekłem nad ranem, całkiem się rozprysłem.
Ja
Uduchowiony
trzynaście minut po pierwszej.

30.09.1994 Bielsko-Biała

Ja wiem jak zgubna jest prawdziwa nienawiść,
do czego prowadzi wspomnienie złych twarzy,
jak bardzo zależni jesteśmy od chwil i miejsc...
Ja wiem jak to jest kiedy nie ma bliskości,
i nawet oddalanie sie stało i niezmiennie,
męczy treścią, zależnością nuży, męczy.
Ja wiem czym są białe mewy w środku zimy,
samotnej nieprzyzwoicie, podłej od początku,
czasami nawet do końca, złej nieprzyzwoicie.
Ja nie wiem tylko jednego, czy budzenie się,
i zasypianie nad ranem ma jakąś tam głębszą treść,
przesłanie ukryte na samym dnie wiedzenia.
Odczuwania.

... (25.09.1994 Bielsko-Biała)

Z kąd w Tobie tyle fałszu Przyjacielu,
dlaczego na każdym kroku kiedy Cię spotykam,
szydzisz ze mnie gubiąc się w rozmowie.
Z kąd tyle kłamstwa w Tobie Braciszku,
przecież jeszcze tak niedawno odkrywaliśmy się,
roniąc łzy na polanie rosy, licząc uśmiechy.
Z kąd tyle nienawiści, z kąd proszę powiedz,
jeszcze możemy coś z tym zrobić przecież,
powiedz tylko jedno słowo, odnajdziemy się.
Na nowo,
od nowa,
znowu.
My i jednowymiarowa muzyka chwili,
w jakiej jesteśmy od zawsze.

...(25.09.1994 Bielsko-Biała)

A może po prostu chciałem tego,
czego Ty i tak nie zrozumiesz,
czego nie pojmiesz właśnie teraz.
A może tak było łatwiej prościej,
pokonać strach i lęk udawany,
przed światem podłym niczy lęk.
A może po prostu zgubiliśmy się,
jeszcze trochę przed świtem,
a może tak naprawdę wieczorem.
Dzisiaj już nie wiem.

... (25.09.1994 Bielsko-Biała)

Nie boli mnie to, że sprzedajesz się,
że fałszem zasłaniasz swoje oczy.
Nie boli mnie to, że ranisz mnie ot tak,
kiedy zmęczeni zasypiamy w ogrodach Boga,
Nie boli mnie kiedy śmiejesz się,
prosto w twarz mi i bliskim sobie.
A jedno co tak naprawdę mnie boli,
co męczy i zasnąć nie pozwala, to to,
że oddalasz się z własnej woli.
Nie boli mnie to, że przez ciebie płaczę,
robię to przecież z miłości, braterstwa.
Jakim kiedyś naznaczyła mnie ulica,
tej której teraz już nie ma.
Prawdziwa i realna.

... (24.12.2001 Cieszyn)

NIEZNAJOMY
Ja nawet nie wiem kto to był,
po prostu przeszedł, pobył chwilę.
O nic nie pytał, nie prosił,
nie mówił o bogu,
ani o człowieku - usiadł cicho.
Trochę jak strudzony wędrowiec.
Przymrużył oczy,
dłońmi dotknął ognia.
Nie spotkałem go już nigdy potem.
Bo ja tak naprawdę,
nie wiem kto to był.
Nie pytałem go.
Tego dnia w ogóle mówiłem niewiele.
Zaledwie tyle,
ile mówi się w jeden,
z tych grudniowych wieczorów.
Może był głodny? Może chory?
A może nie miał dokąd pójść?
Może to złodziej,
a może tylko bóg,
może ktoś - kogo zapomniałem?
Tak po prostu przyszedł, pobył,
i zniknął.
Zupełnie jak człowiek.

... (20.12.2001 Cieszyn)

Miarowy stukot –
Jest jak oddech miasta.
Dlaczego jeszcze pracują fabryki?!
Dlaczego tłum nie rozlał się
Pośród szarości?
Nic nie rozumiem - milczę.
Ale to inne milczenie.
Niepodobne do tego
Którym przesiąknęły robotnicze wiece.
W nich brzmi jeszcze pomruk.
W nich płacz miesza się z bezsilnością.
Z mojego milczenia rodzi się bunt.
Bunt wyda na świat krzyk.
Krzyk pęczniał będzie nad miastem,
By już po chwili zmienić się
W miarowy stukot.
W nim znajdę odpowiedź.
Wystarczy tylko by zamilkły fabryki.
Wystarczy, by tłum zalał ulice.
Tak niewiele przecież już potrzeba.
Iskry nadziei - tego nieśmiałego
Ognika wolności.
Jeszcze milczę.
Lecz już oczyma wyobraźni
Widzę jak popielą się magistraty,
Koszary, całe miasta.
W imię godności,
W imię walki klas.

... (20.12.2001 Cieszyn)

STRACH
Boję się o ciebie,
O to, że kiedyś,
Skrzywdzę cię samym sobą.
Przecież wiesz,
Że nie chcę tego.
Tulisz się do mnie,
Czuję twoje ciepło,
Chłonę twój strach.
I mogę się tylko bać,
O to, że kiedyś,
Skrzywdzę cię samym sobą.
Przeciecz wiesz,
Że wolałbym,
By nie było cię wcale.
Bym już nie musiał,
Z siłą równą sobie modlić się,
To znów przeklinać boga.
Za każdą z tych pochopności.
Więc boję się.

... (17.12.2001 Cieszyn)

Pośpiesznie składam myśli.
Pośpiesznie kruszę odległości
Coś zamykam tą swoją gonitwą.
Co to? Jeszcze nie wiem,
To bez znaczenia.
Proszę nie rozmawiaj ze mną,
W taki sposób już nigdy.
Każdą z tych chwil to niepokój,
To drżenie,
Którego nie próbujemy nawet,
Ogarnąć.
Żadnym z wyuczonych
Chłodem rozumu. Bo i po co!
Tylko namiętności - tu nie ma czasu,
Na przesyt.
Karmię się namiastkami:
Ludzi, pragnień, doznań.
Karmię się uwłaczając doniosłości.
A potem w pośpiechu składam myśli.
Pośpiesznie łamię przestrzenie.
Nie pamiętając prawdziwego koloru.
Twoich oczu.
Zapatrzony w gonitwę
Za spokojem.

... (26.11.2001 Cieszyn)

ROZBITKOWIE

Rozbijam się o swoją wrażliwość.
Każdego dnia od nowa.
Nic nie rozumiejąc, nie wierząc,
Że przecież wszystko mogę zmienić.
To nie prawda.
Spójrz wokół siebie,
To nie może być prawdą.
Potykam się nieudacznie,
O namiastki.
Potykam się
O cierpienie.
Lecz to już nie cierpienie,
To podłość.
I myślę, i wiem.
I wydaje mi się,
Że jestem człowiekiem.
Bo czuję?!
Bo ktoś powiedział mi kiedyś:
Że jedyną rzeczą,
Której nie sposób skruszyć
To wrażliwość.
Rozbijam się więc o nią.
Każdego dnia od nowa.
Nadal nie rozumiejąc.
A może tylko nie wierząc?

... (18.11.2001 Cieszyn)

SZKICE

Nosisz piękno,
Które nęci by zabić.
Lecz pielęgnuj je w sobie.
Niech rozwinie się...
Niech czerwienią, żółcią, bielą
Zaleje wszystko co wokół.
Co tylko imituje dostojność.
I pozwól spić choćby kroplę,
Tej prawdziwości,
Ze swych ust.
Jeśli nawet najwyższą
Przyjdzie mi zapłacić cenę.
To już nie ma znaczenia.
Zauroczony Twą efemerycznością
Budzę się i zasypiam.
I lgnę do Ciebie.
A ty? Ty nosisz w sobie piękno,
Które nęci po to by zabić.
Nie zaniedbuj go nigdy - proszę.
Niech rozleje się,
Na te jesienne przestrzenie.
Niech poezji dotknie.
Choćby nawet skruszyć ją miało.
To żadna cena.
Za jedną z tych pochopności.
To jej oddają się bez reszty
W namiętnym uniesieniu
Kochankowie i mordercy.

... (18.11.2001 Cieszyn)

SZKICE

Nosisz piękno,
Które nęci by zabić.
Lecz pielęgnuj je w sobie.
Niech rozwinie się...
Niech czerwienią, żółcią, bielą
Zaleje wszystko co wokół.
Co tylko imituje dostojność.
I pozwól spić choćby kroplę,
Tej prawdziwości,
Ze swych ust.
Jeśli nawet najwyższą
Przyjdzie mi zapłacić cenę.
To już nie ma znaczenia.
Zauroczony Twą efemerycznością
Budzę się i zasypiam.
I lgnę do Ciebie.
A ty? Ty nosisz w sobie piękno,
Które nęci po to by zabić.
Nie zaniedbuj go nigdy - proszę.
Niech rozleje się,
Na te jesienne przestrzenie.
Niech poezji dotknie.
Choćby nawet skruszyć ją miało.
To żadna cena.
Za jedną z tych pochopności.
To jej oddają się bez reszty
W namiętnym uniesieniu
Kochankowie i mordercy.

... (25.10.2001 Cieszyn)

26 DNI

Czasami myślę,
Że nie będę szczęśliwszy.
Ani tam,
Ani nigdzie indziej.
Będę błąkał się ulicami.
Będę rozmarzonymi oczyma poety
Wpatrywał się w twarze przechodniów
Próbując odnaleźć Ciebie.
Ale nie będę szczęśliwszy.
Czasami myślę,
Że gdzieś po drodze,
Pogubię się,
Że przyćmi znów milczenie,
Czernie i samotności
Zmieszane z knajpianym dymem.
Z zapachem kobiet.
Upodlą mnie,
Że znowu bezcelowością
Zhardzieję.
Wbrew Tobie.
A przecież chciałbym...
Chciałbym dać Ci tych kilka radości,
Tych kilka miejsc,
Kilka miast
W zamian za uśmiech.
Za słodki zapach Twoich włosów.
Za niespokojny dotyk dłoni.
Czasami myślę,
Że spali mnie ta pustka
I nie będzie mnie.
Ani tam. Ani nigdzie.

... (08.10.2001 Cieszyn)

PAMIĘĆ.

Odkąd pamiętam otacza mnie śmierć.
To „coś” w najmniejszym z możliwych wymiarów.
Dramat? Nie - to przecież nie dramat.
Bo nie jest nim śmierć siwosrebrnego gołębia,
Rozszarpanego przez dachowego kota.
Nie jest nim skowyt psa,
Potrąconego przez rozpędzony samochód.
Nie jest nim umieranie
W ciemnym, pustym przedziale pociągu.
To przecież akt.
Odkąd pamiętam otacza mnie śmierć.
To „coś” w najmniejszym z możliwych wymiarów.
Ostatni szept. Ostatnie słowo,
Są jak spowiedź. Trochę jak pożegnanie.
Nie boję się go bardziej niż powrotów.
Nie boję się go bardziej niż pamięci.
Mimo to pamiętam - że odkąd tylko...
Otacza mnie - to „coś”.
W najmniejszym z możliwych wymiarów.
Moje małe umieranie.
Oddzielające skutecznie.
Następujące po sobie przebudzenia.
Dramat? Nie - to przecież nie dramat
Nie jest nim.
Ani to nieczłowiecze trzymanie się tej strony.
Nie jest nim.
Szaleńczy pościg za czymś.
Co jedynie przypomina mi zarys Twojej twarzy.
To „coś” pomiędzy śmiercią gołębia,
Skowytem psa, Mną i Tobą.
W najmniejszym z możliwych wymiarów.

... (17.09.2001 Cieszyn)

SZWINDEL

Jak wielkiego oszustwa dokonuję
Każdego dnia?
Wstaję rano, otwieram okno,
Piszę wiersz, zamykam okno.
I nie kaleczą mnie odłamki szkła.
Z potłuczonych szyb.
Nie ranią mojej wrażliwości
Kawałki grozy.
Każdym rymem kłamię.
Każdym rymem zagłuszam krzyk
Uwięziony w ściśniętych przestrzeniach
Gardeł.
Tkanek i myśli, pragnień i komórek
Kłamię...
Przeliczając o świcie dogmaty i idee,
Na centymetry sześcienne, na gramy.

Jak wielkiego oszustwa dokonuję
Każdego dnia?
Tylko ja wiem, ale to przecież
Moje kłamanie.
Wstaję rano, otwieram okno,
Piszę wiersz...
Przez chwilę spoglądam jeszcze,
W pochmurności.
Nieporadnie wdrapuję się na parapet,
Roztrzaskuję słowa o bruk.
Już nie ma miejsca dla poezji.
Dopisze się sama.
Podkreślając doniosłość chwili
Dzielącej mnie od prawdy.
Zawieszonej gdzieś pomiędzy
Otwartym oknem a zwyczajnością ulicy
Nawet ta krew jest tylko kłamstwem.

... (23.08.2001 Cieszyn)

Pomiędzy pierwszym, a drugim milczeniem
zdążyłem powiedzieć Ci,
jak bardzo doskwierają tęsknoty.
Popatrzyłaś tylko. Jakoś inaczej,
nie tak jak wtedy, gdy widzi się kogoś
po raz ostatni.
Nie tak, jak wtedy, gdy już męczą
codzienności
Inaczej.
A potem utonęliśmy w omijaniu siebie.
I nic już nie było tak samo.
Dni spochmurniały.

Pomiędzy drugim, a trzecim milczeniem
zdążyłem powiedzieć jeszcze,
że to nie tęsknoty.
Że może to jeden z tych dni,
gdy nie chce się mówić już nic.
A może po prostu o dwa zdania za dużo
wykrzyczeliśmy w myślach?
Czekałem aż spojrzysz.
Jakoś tak inaczej,
nie tak jak wtedy, gdy widzi się kogoś
po raz ostatni.
Nie tak, jak wtedy, gdy już męczą
codzienności.

Gdy już doszliśmy do dziesiątego milczenia
zrozumiałem nagle, że nie chcę,
że nie mogę powiedzieć Ci już nic.
że cokolwiek wyrzucę z siebie,
uleci w błękity.
I wchłoną nas te wszystkie spojrzenia,
Te wszystkie nasze pochmurności.
A przecież wystarczy byśmy na chwilę choćby,
zamknęli oczy.
Pomiędzy pierwszym, a drugim milczeniem.

... (02.08.2001 Cieszyn)

„DLACZEGO....?”

Dlaczego?
Ludzie są, a potem cisze, czernie.
Tylko każdy przedmiot, każda rzecz,
Wydaje się - jakgdyby jeszcze przed chwilą
Żyła. Ty swoją przydatnością
Szklanka z na wpół wypitą herbatą.
Nadgryzione jabłko, papieros
Nerwowym ruchem wyłuskany
Z pudełka.
Talia kart ułożona na stole.
Dlaczego?
Skoro jeszcze przed chwilą...
Przed momentem jeszcze.
Tyle dźwięków i tyle kolorów.
A teraz? Już tylko cisze i czernie.
Ta sama szklanka z na wpół wypitą herbatą.
Nadgryzione jabłko, papieros...
Talia kart
Każda z tych rzeczy - już za chwilę umilknie.
Zgaśnie - raz na zawsze.
A ludzie? Nie policzysz ich wszystkich.
Nawet próbować nie warto - bo i po cóż
Będą wspomnieniem.
Z siłą równą tą -którą byli.
Dla wspomnień.
Będą zapachem wielkich, żółtych jabłek.
Będą pochylonym wiejskim domkiem.
Będą czereśnią na skarpie.
Będą słowem niewypowiedzianym.
Zanim zabrzmi kolejne pytanie.
Nim oplotą nas cisze i czernie.

... (26.07.2001 Cieszyn)

CZY BĘDZIESZ

Może już Cię nie zastanę?
Przyjdę do domu - ten sam.
Niedopałek w popielniczce, słowo,
Zgaszone niecierpliwym ruchem.
A może tylko po to, by nie mogło
Sparzyć. Zgniecione. Będzie tam.
Zostawione samo sobie.

Może już Cię nie zastanę?
Więc nie mów mi, że to moja wina.
Że mnie znasz. Że to nasze bycie ...
Musiało się tak skończyć.
To nieprawda - to nie dzieje się
Tak po prostu.
To nie dzieje się naprawdę.

Zostaw trochę miejsca dla łez,
Dla podniesionego głosu, dla ciszy.
Dla każdej z tych pochmurności.

Więc wrócę, a Ciebie już tam nie będzie
Otworzę drzwi domu, ale to już nie dom.
Zapalę papierosa - odnajdę popielniczkę.
Niedopałek.
Zgaszony niecierpliwym ruchem
Przypomni każde zgniecione w duszy
Słowo. Dla Ciebie.
Tylko, że Ciebie już tam nie będzie.
Nie powiem nic - tylko zawisnę
Pomiędzy: żegnaj i nie odchodź.

I pobędę jeszcze przez chwilę.

... (22.06.2001 Cieszyn)

WOLNOŚĆ

To jedno co potrafisz.
Mówisz o niej w kółko,
ale nie będziesz wolny. Nigdy!
Dopóki więzienia będą pełne
ludzkich dramatów.
Dopóki po ulicach miast,
spacerować będą narodowi mordercy.
Dopóki nie odrzucisz fałszywych kapłanów
tych wszystkich Chrystusów świata.
To jedno tylko potrafisz.
gdy tymczasem - Twoją wolność
odmierzają politycy.
Jej rytm wystukują policjanci
Uderzając o metalowe tarcze,
gumowymi pałkami.
Gotowi zabijać na komendę.
Na rozkaz.
Nie będziesz wolny - uwierz mi.
Dopóki nie zrozumiesz,
że wolność - to nie tylko słowo
Że to walka, to wojna,
która trwa.
Od zawsze.
Po drugiej stronie.
Lecz tam - Tobie dziś nie po drodze.
A jutro?
Jutro będzie za późno.

... (25.06.2001 Cieszyn)

PARYŻ

Piąta rano -
Nie mówię nic. Wstaję
Po cichu - jakoś tak z przyzwyczajenia.
Zaparzam herbatę.
Ty też milczysz,
Tą swoją porannością.
Jak gdyby między nami
Nie mogło już nic się wydarzyć.
Mamy ten swój świat.
Mamy ten swój spokój.
Za jedyne czterysta dolarów.
Piąta rano - nic nie mówię. Otwieram
Na oścież wielkie okno.
Za oknem mur.
Łudząco podobny do tego, który widywaliśmy
Jeszcze tam - za darmo.
Nie mówię nic - Ty też nic nie mówisz.
Patrzymy tylko.
Parząc usta świeżą herbatą.
Jest nam tak jakoś -
Dobrze.
Piąta rano -
Nic nie mówię. Wychodzę
Wiesz, że to ostatni raz.
Jutro już tu nie przyjdę.
Oduczyłem się wracać, odkąd kupiliśmy
Sobie na własność
Ten swój świat
Ten swój spokój.
Za jedyne czterysta dolarów.

... (20.06.2001 Cieszyn)

Pojmały nas już w swoje szpony Natury
A ja - tak bardzo chciałbym ci powiedzieć
Że to nic, to tylko jedna z tych chwil,
Których jutro i tak już nie będziemy pamiętać.
A ja - tak bardzo chciałbym być gdzie indziej.
Nie tu - nie pomiędzy
Dwoma kartkami kalendarza
- wpisany, skreślony, wydarty.

Pojmały nas już w swoje szpony Nawyki
A ja? Ja nawet nie lubię tam wracać,
Nie lubię tych rozmów ze zmiętą w dłoni twarzą,
Nie lubię bełkotu o rzeczach wielkich.
Mimo to wrócę - zostanę.
Zostanę i wrócę. I będę.
Każdy wers mierzył długością papierosa.
Każdy rym będę wyrywał sobie z gardła.
Trochę tak -jak rwie się krzyk.
Dlaczego?

... Bo pojmały nas w swoje szpony
Złe codzienności. Te puste, zimne dworcowe hole,
Nieskończenie długie perony,
Na których i tak nie słyszy się pożegnań.
A ja tak bardzo chciałbym ...
Choćby tylko namiastki pamięci
Podarowanej w pośpiechu.
Wpisanej pomiędzy dwie kartki kalendarza.

A ja tak bardzo chciałbym móc uwierzyć,
Że gdy wrócę - Ty będziesz czekać.
I jeszcze raz zapomnimy się.
I bełkotać będziemy o rzeczach wielkich.
I rozmawiać będziemy mnąc swoje twarze
W dłoniach.

I nic nie będą znaczyły Nieistotności.
Nie będzie już każdego, następnego:
... do zobaczenia gdzieś tam

... (17.06.2001 Cieszyn)

Gdybym więc raz tak,choćby tylko dziś
mógł życzyć Ci siebie?
Tego mojego drżenia,gry,odkrywania się.
Nauki i błądzenia-jednocześnie.
Czy chciała byś-proszę,powiedz?
Gdybym więc raz mógł spełnić
choćby tylko jedno życzenie.
Czy chciała byś-proszę,powiedz?
Czego pragniesz?Nawet nie wiem.
Nie pytałem Cię nigdy.
Żadna z tych chwil nie mieściła się,
pomiędzy,,zawsze" a ,,nigdy".
Przecież wiesz.Prawda?!
Ty wiesz.
Więc gdyby tylko raz.Tylko dziś.
Mógł życzyć Ci siebie.
Tego mojego drżenia,gry,odkrywania się.
Tych ogrodów zaczarowanych.
Spacerów nieskończonych.
Tej naszej nocnej ucieczki przed...
deszczem,ludźmi,światłem
Przed pochwyceniem.
Czy chciała byś-powiedz,proszę?
Niech słowa na powrót.
W magiczne zaklęcia zmienią się.
Nim się obudzimy.

... (05.06.2001 Cieszyn)

POMILCZMY SOBĄ

Już nigdy więcej nie mów mi jakim mam być
Pobędę tu jeszcze trochę, jeszcze przez chwilę.
A potem po schodach, w dół - pognam.
Nikt nie stanie na mojej drodze.
Nic przeszkodą już nie będzie –
- może tylko jedno słowo.
Więc nigdy więcej nie mów mi:
Żadnego dowidzenia, Żadnego dobranoc
Przecież wiesz; pobędę tu jeszcze trochę.
Jeszcze przez chwilę przyglądał się będę
Twej delikatności.
Zanim gładką lustra taflę
Przyozdobią brunatno - czerwone krople.
Krew tak mistycznie spływa po gładkościach.
A potem: po schodach i w dół - pognam.
Będę pił z nieznajomymi do późna.
Nad ranem wrócę do Ciebie.
Ale Ty nie mów już jaki mam być.
Nigdy więcej.
Spójrz - tak bardzo Cię kocham.
Spójrz - nie, nie mów nic. Tylko patrz.
W tę gładkość - brunatno-czerwoną.
Krople zastygły już w bezruchu.
I my bezruchem.
Twoja delikatność bezruchem.
Ta chwila. Jest jak przysięganie.
Że będę, ze wrócę. Po cóż mi Twoje mówienie.
Pobędę tu jeszcze.
Przecież wiesz.

... (21.03.2001 Cieszyn)

MIARY CZASU

Boli to drżenie w Twym głosie.
I choć tak bardzo chciałbym powiedzieć
Jak potrzebuję Cię - milczę
Wypełniając telefoniczne rozmowy
Opowieściami o zdrowiu
O pogodzie.
A gdy już ostatnie dobrani słowo
Zamykam oczy ...
I słyszę i wydaje mi się,
Że nadal mówisz do mnie. Drżąc.
Boli - gdy po dwóch stronach
Zasypiać nam przychodzi.
Gdy nie mogę Cię dotknąć,
Gdy nie mogę powiedzieć jak bardzo ...
Jak bardzo Cię kocham.
Każdą tkanką chłonąc Twój zapach.
Pamiętaniem jestem pełen.
Reszta to relikwie. To świątynie.
Boli - każda noc.
Gdy obok niespokojne kroki
Odmierzają moje życie.
Gdy liczyć przychodzi: każdą minutę,
I sekundę każdą.
Które już tylko przybliżać mogą.
Przecież wiesz, że odnajdę Cię,
Więc czemu drżysz. Odpowiedz proszę.
Dlaczego to podzielenie boli tak bardzo.
Właśnie teraz.
Gdy już niemalże po Twojej stoję stronie.
Proszę - powiedz!

... (07.03.2001 Cieszyn)

POWROTY

Wrócić?
To trudne,
gdy wszystko wokół życiem tętni,
gdy nęci tak bardzo.
Jak tu więc stanąć i drżeć.
Gdy wokół pusto, gdy cicho.
To trudne,
reszta może już tylko boleć
nie pozwalając na niepamięci.
Pamiętam.
Że wrócić - to trudne.
Gdy wszystko wokół - ciszą uśpione.
Nie umiem.
I przez chwilę pobędę jeszcze.
Popatrzę trochę.
By potem,
w sobie tylko znanym kierunku...
Wrócić? To trudne.
I przykro jakoś tak
patrzeć na tych ludzi
zatraconych.
Zagubionych we własnym
wczoraj.
Przesiąkniętych niewracaniem.

... (02.03.2001)

To miejsce, dom - coś, co przeczekać pozwoli
moją własną bezsilność. Znajome takie.
Jak szczebiot ptaków, jak wierzchołki drzew,
i twarze - nie czuję niepewności.
Może tylko delikatne rozrzewienie.
Gdy każdego ranka - nie chcąc pamiętać,
własnych snów - w wielkie spoglądam okno
Spokojem jestem - sam sobie.
To miejsce, dom - coś, co przeczekać pozwoli
mój własny lęk. Przed drugą stroną.
Zanim dokończy się dzień - kolejny raz
spełnię.
Pustych obietnic potoki - ofiarowane
Zbyt pochopnie. Fragmenty nas.
To miejsce, dom - coś, co przeczekać pozwoli,
Siebie - kimkolwiek będę -
- zrozumieć się postaraj - zechciej,
powstrzymać - co brnąć każe.
W niepokoju.
Przecież wiesz, że nie cieszą już,
Mój Boże -jak trudno to pojąć.
Jak trudno radością się zachłysnąć.
Tak trudno - znasz to w końcu.
Cokolwiek to znaczy - zrozum proszę.
To miejsce, dom, mnie - tęsknienie
I moje niewiedzenie zrozum.
Bo nie wiem, czy brnąc, czy wracać.
Do urojeń.
Naprawdę nie wiem.

... (20.02.2001)

Nawet ich. nie widuję.
Wymykają się pod osłoną nocy.
Gdy tylko zmęczony zgiełkiem
przysiądę na chwilę.
Na delikatnej materii skrzydeł
moich Aniołów - ulatują.
Wczepiając się koniuszkami palców
w puszyste biele. Moje sny.
Zostaję sam.
Wtedy raz jeszcze spróbować mogę
poskładać w całość - siebie.
Potem coś tam mówię.
Coś tam piszę. Targam
i w przepastny wrzucam kosz.
Wstaję. Podchodzę do okna.
Zostawiając znamiona swej niecierpliwości
pośród starannie ułożonych arkuszy papieru.
I z utęsknieniem – czekam ich powrotu.
Zasypiam,
Przychodzą nad ranem.
Pijane nocą. Nawet ich nie widuję,
Swe zmęczone głowy
do puchowych poduszek przykładają.
A gdy już do okien zastuka słońce –
wymykam się ukradkiem.
Po cichu – nie chcąc zbudzić
zmęczonych nocą
snów.
Spaceruję ulicami. Patrzę.
Uczę się ludzi. Na pamięć.
Do domu zaś wracam późną nocą.
Gdy tylko zmęczy zgiełk.
I tak żyjemy obok siebie.
Nie widując się wcale.


Godło: R.ViDiS

... (12.02.2001 Opole)

Mógłbym Ci powiedzieć kim jestem.
Tylko czy wtedy potrafiłabyś nadal
Być. Kochać. Czekać.
Tak jak bywa się dla kogoś
O kim nie wie się nic.
Tak jak czeka się
Wieczorami kreśląc listy
Wysyłane ukradkiem - gdy tylko ...
Pierwsze promienie zastukają do okien.
Mógłbym Ci powiedzieć kim jestem.
Choć nie nauczyliśmy się kochać
Tego - jakimi jesteśmy. Bo widzisz,
Kochamy tylko to co niepoznane.
Słodyczą tajemmic upijamy się.
Tym powolnymi odkrywaniem siebie.
Trochę jak ślepcy - myląc ciepły oddech
Z prawdziwym płomieniem.
Mógłbym więc powiedzieć Ci o małych wojnach,
O tym jak miotam się każdego ranka
Pomiędzy pragnieniami, a wiedzeniem.
O tym jak bardzo boli każde kłamstwo.
Już nie potrafię inaczej - kolejne słowo
Tylko zrani. Ciebie, Mnie,
Bóg raczy wiedzieć kogo jeszcze.
Słowa - słowa, przecież znasz ich siłę.
Odkąd jesteśmy mamy dla siebie jedynie słowa.
W nich cała nasza moc, w nich my.
Upleceni z delikatnej materii dopowiedzeń
Jesteśmy słowem. Kochamy słowa.
Czekamy.
Po cóż więc miałbym Ci mówić kim jestem
Po cóż targać to - co nieskończone jeszcze.
Proszę - powiedz. A może nie - nic już nie mów.
Może nie chcę żadnej pewności.
Żadnego: „Kim będziemy”.
Wystarczy mi ta cała zawiłość:
Powoli odzwyczajam siebie. I jestem...
Czekaniem. Tęsknotą. Miłością
- której nie wypowiem. Cały jestem ...
niewiedzeniem. Dla Ciebie.

... (01.03.2001 Cieszyn)

Kochać?! wierząc, że kiedyś
będę mógł cię mieć tylko dla siebie.
Dziś jednak, zbyt nie po drodze nam.
To jak samemu, choćby i w kryształowe kielichy
do wina trucizny dolewać. I sączyć
śmiercionośną słodycz.
Kochać?! i każdy ruch, każde słowo
wielbić ukradkiem. Niczym relikwię.
By świętości dni co boleć nie przestają
nie pokalać.
I godzinami wypatrywać znaku.
Kochać?! wiedząc, że wrócić być może
nie będzie mi dane. Dla ciebie.
Żadna to ofiara. I żadne poświęcenie.
Kochać więc - to jak zdradliwym opium
mózg uduchawiać.
Dla miłości i dla za traty.
Tak trudno uchwycić dziś różnicę.

... (05.02.2001 Opole)

LARKIN

I choć brzmi to pysznie Larkinie
To co widzę - to życie.
Które skrapla się niczym oddechy Aniołów
Zaglądających przez porysowane mrozem okna.
I osiada. Nie - nie spływa.
Osiada nie pozwalając dostrzec nic innego
Nie ma więc miejsca na śmierć.
Bo gdy jesteśmy - nie ma jej.
Gdy zaś przychodzi...
Łamią się kruche tafle pejzaży.
To bez znaczenia. Żadne tam jak i gdzie.
I kiedy - bo jeśli nawet sam.
Wystarczy czasu. I jeden dzień to aż nazbyt
Wiele - by pochwycić.
...Nie znającą spoczynku śmierć.
Póki co widzę życie Larkinie.
Widzę jak poprzez palce przelatują
Nieistotności - czuję wrażliwość dotyku
Który pozwala pod pozorem czegoś ważnego
Wyłowić powody. Choćby nawet kaleczyły.
Niczym nieobrobione ziarenka piasku.
Poskładam je wszystkie.
Po cóż więc mam nad śmiercią przystawać
Po cóż na trud pojęcia się silić, gdy
Jeszcze życia rozumienie niedokończone.
Po cóż nieuchronności oddawać pokłony,
Gdy za oknem Zwiastuni Życia.
Swe twarze wścibskie do kryształowych szyb –
Przyklejają. Patrzą uważnie.
Śledząc każdy ruch, każde słowo.
Po cóż więc o śmierci mówić Larkinie?!
Gdy każde słowo skomleniem o życie.
No po co?


Powyższy tekst jest odpowiedzią na fragment wiersza
Filipa Larkina pt „ALBA”
[...] Na razie widzę to, co jest