... (02.03.2001)

To miejsce, dom - coś, co przeczekać pozwoli
moją własną bezsilność. Znajome takie.
Jak szczebiot ptaków, jak wierzchołki drzew,
i twarze - nie czuję niepewności.
Może tylko delikatne rozrzewienie.
Gdy każdego ranka - nie chcąc pamiętać,
własnych snów - w wielkie spoglądam okno
Spokojem jestem - sam sobie.
To miejsce, dom - coś, co przeczekać pozwoli
mój własny lęk. Przed drugą stroną.
Zanim dokończy się dzień - kolejny raz
spełnię.
Pustych obietnic potoki - ofiarowane
Zbyt pochopnie. Fragmenty nas.
To miejsce, dom - coś, co przeczekać pozwoli,
Siebie - kimkolwiek będę -
- zrozumieć się postaraj - zechciej,
powstrzymać - co brnąć każe.
W niepokoju.
Przecież wiesz, że nie cieszą już,
Mój Boże -jak trudno to pojąć.
Jak trudno radością się zachłysnąć.
Tak trudno - znasz to w końcu.
Cokolwiek to znaczy - zrozum proszę.
To miejsce, dom, mnie - tęsknienie
I moje niewiedzenie zrozum.
Bo nie wiem, czy brnąc, czy wracać.
Do urojeń.
Naprawdę nie wiem.