... (15.05.1997 Kielce)

Przystanąć choć by na chwilę,
zwolnić ten cały niekontrolowany ład,
wyrwać z posad, z cokołów zrzucić.
Przeczekać, choćby przez chwilę,
pod plastikowym parasolem drzew,
pod papierowym liściem skryć się,
Przeżywać się choćby raz,
przystanąć w zamyśleniu i ruszyć po chwili,
z namaszczeniem złączyć się w całość.
Przebaczyć choćby po raz ostatni,
w skupieniu, w ciszy, tak naprawdę,
i ruszyć...
W przepocony dworzec,
w przedymiony bar.
Przekroczyć przepaść i...
o próg się potknąć,
otworzyć okno,
zachłysnąć się niebem,
dotykając lekko ustami,
wszystkie te bezosobowości.
Te którymi karmię się,
każdego rozczochranego poranka,
te, z którymi wieczorami godzę się,
te, wcale nie takie mi bratnie,
Te, których rozumieć,
nie chciałbym już nigdy,
te, których znać nie chciałbym,
te, wcale nie takie utęsknione.
I tylko...
dla jednej choćby chwili,
zwolnić ten cały niekontrolowany ład,
i przeczekać,
już na zawsze,
już do końca,
W nie spokoju utopić usta.