... (07.11.2000)

Pytasz o moje imię?
Nie mam go już od kilkunastu lat.
Gdzieś po drodze,
Pomiędzy zimnymi dworcowymi poczekalniami,
A szarością podmiejskich autobusów.
Gdzieś pomiędzy,
Jednym i drugim zranieniem,
Pomiędzy niespełnionymi pragnieniami,
Zostawiłem je.
Zamieniając na cztery litery,
Zestawione tak sprytnie.
Według klucza którego nie pamiętam.
Zostawiłem je.
Bojąc się że ktoś mnie odnajdzie,
Gdy pomiędzy zimnymi dworcowymi
Poczekalniami,
A szarością podmiejskich autobusów,
Będę próbował jeszcze
Przypomnieć sobie...
Pierwsze. Drugie, każde kolejne
Zranienie.
Każde pogubione pragnienie.
Imiona – pierwsze. Drugie. Trzecie,
Co jak krople deszczu,
Do okien pukają, do wspomnień,
Dobijając się tak natrętnie.
Nie pytaj więc – nigdy więcej,
Nie powiem Ci już ani słowa,
Nie wskaże żadnej drogi.
Jeszcze spróbuję pośród szarości.
Odnaleźć ciepło zapomnianych twarzy.
I tych nazwanych i tych bezimiennych
Zbyt drogich – by zapomnieć.